sobota, 25 lipca 2015

Rozdział: 2. Otwarte serce - Śnieżka..

Rozdział: 2. – Asgard…
Laufey był pochłonięty wojną z Odynem, tak bardzo iż zapomniał o swojej ukochanej. Nie było go przy niej. A jej obiecywał! Tak bardzo jej to obiecywał, że będzie przy niej, że nie pozwoli jej na samotną śmierć. A jednak…
Gdy Jötunński król powrócił do zamku z obaczył martwe ciało swojej ukochanej królowej. Farbauty.
Nogi Laufeya ugięły się pod ciężarem, a ciało osunęło się na kolana. Mężczyzna wrzasnął. Ból z jakim wydarł się ten okrzyk był słyszalny chyba w całym królestwie. Pod wpływem emocji jakie się w nim zgromadziły, z jego oczu, na policzki spłynęło kilka samotnych łez, które ostatecznie, pod ciężarem grawitacji wylądowały na brodzie, a następnie skończyły swój żywot na ziemi. Kobieta leżała na łożu. Ich łożu. Miała zamknięte oczy, rozchylone lekko usta, jakby czekała na pocałunek. Jego pocałunek. Wyglądała jakby spała, ale szron na jej ciele wskazywał na to iż kobieta po prostu nie żyje.
–          Przepraszam, kochanie… – Szepnął i spojrzał na dziecko leżące w kojcu z pogardą. – Nie mogę Cię pokochać. – Powiedział i uniósł dziecko, z westchnieniem. – Po prostu nie potrafię. Nie gdy… Ona nie żyje. – Powiedział jeszcze i zamyślił się przez chwilę. Mały zaśmiał się cicho i wyciągnął łapki do ojca.
***
Król pogrążał się w coraz większej nienawiści do swego dziecka, a głównym powodem tejże nienawiści było to, iż nie mógł już wielbić swej ukochanej żony. Mężczyzna uniósł się z tronu i poszedł do sypialni syna. Laufey zastanawiał się, co ma zrobić z dzieckiem i  w końcu postanowił.  Ostatecznie, co się robi z niechcianymi dziećmi? Pozostawia się je w jaskini, gdzie ginie z głodu. Jötunński król wiedział, że to okrutne rozwiązanie, ale bardziej niż swego syna… kochał swą żonę.
Założył swe bitewne szaty i wyszedł z zamku. Ostatecznie nie chciał być zauważony w dzień z dzieckiem na rękach. Później zwali to na Odyna, który wpadł do niego z wizytą i zabił jego dzieciaka. Był to również pretekst do tego by wywołać kolejną wojnę.
Laufey westchnął. Miał już dość wojen, zwłaszcza, iż po ostatniej stracił żonę. Właściwie, mógł zostać w zamku i wysłać jedynie swe wojska, ale… Nie chciał. Nie chciał patrzeć jak ta umiera, mimo to i tak obwiniał swego syna.
Po drodze król jednak natrafił na wojska Odyna, z samym Odynem na czele i wymyślił swego rodzaju plan.
–          Laufey! – Krzyknął mężczyzna. Laufey spojrzał na niego i uderzył w nieprzyjaciela lodem z taką siłą, iż ten spadł z konia. Lód jednak spowodował zamrożenie wojska Odyna, a samemu królowi Asgardu zmiażdżył oko. Ten złapał się za miejsce gdzie zaczęła płynąć krew i spojrzał na mężczyznę zdrowym okiem.
–          To twoja wina! – Wrzasnął mężczyzna. – To przez twoją cholerną chciwość moja ukochana Farbauty zginęła. – Laufey opadł na kolana, jedną ręką trzymając dziecko przy piersi.
–          C-co tam masz? – Zapytał zaskoczony Odyn.
–          Skończmy tę wojnę, raz na zawsze… – Warknął zimno mężczyzna. – Oddam Ci mego syna w zamian za pokój na naszych światach. – On zwie się Loki.
            Odyn obserwował mężczyznę w milczeniu przez chwilę, a później wyciągnął dłoń w kierunku dziecka. Laufey podał mu go.
–          Niechaj i tak będzie…
***
            Odyn wkroczył do swego zamku z Lokim na rękach. Chłopczyk spał w jego ramionach. Królowa Asów, Frigga natychmiastowo przyszła do męża, gdy usłyszała jak ten kroczy w jej kierunku. Odziana była w pomarańczową sukienkę, ze złoceniami na klatce piersiowej i ramionach. Maluch otworzył oczka i zaczął cicho łkać.
–          Cóż to? – Zapytała zaskoczona, praktycznie natychmiast zabierając prześlicznego chłopca, o skórze białej jak śnieg i pięknych zielonych niczym trawa na ziemiach Asgardu oczach z rąk tak nie ostrożnego kogoś jak Odyn. – Odynie, ukochany, skąd, że się to dziecię wzięło w twych ramionach? – Zapytała z niepokojem i lekką trwogą.
–          To układ Laufeya ze mną. Pakt o nieagresję. – Powiedział spokojnie i uśmiech zagościł na jego ustach.
–          Oh! Na twoją brodę, w końcu zakończyłeś tę wojnę! – Wykrzyczała na jednym wydechu z radością. – To cudownie, trzeba będzie wyprawić ucztę.. – Westchnęła.
Chłopczyk się nieco uspokoił i teraz tylko patrzył na kobietę łapiąc powietrze noskiem i ciągnąc nim co jakiś czas. Obserwował królową z czujnością.
–          Jak go nazwano? – Spojrzała na chłopca rada. – Będziesz przepięknym księciem. – Szepnęła z ciepłym uśmiechem.
–          Loki…                                                                                                                    
–          Loki, – powtórzyła pogodnie. – to piękne imię… – Rzekła i uśmiechnęła się łagodnie.
W tym momencie do Sali gdzie odbywały się audiencje wparował mały na oko dwu i pół letni chłopiec z wielkimi niebieskimi, jak ocean oczami, obserwując królową i króla.
–          Mamoo! Chcem jeść! – Zaśmiał się radośnie.
–          Oj… Thor. – Kobieta zaśmiała się i poczochrała malucha po głowie. – Zaraz pójdziemy na kolację słoneczko.
–          Tatoo, a mamusiaa burzy mi fryzurkę! – Pisnął młody książę i naburmuszył się, zakładając łapki  na ramiona i odwracając głowę w kierunku ojca.
–          Nic Ci na to nie poradzę, że jesteś taki uroczy.. – Powiedział i uśmiechnął się łagodnie w stronę ukochanej. – Friggo ukochana, muszę wydać rozkaz, by nikt nigdy nie powiedział, Lokiemu, że nie należy do nas. Asów.. Będzie tak samo traktowany jak my wszyscy. – Rzekł mężczyzna westchnął, skłonił się, pocałował jej policzek i opuścił salę. Kobieta się uśmiechnęła.
–          Synku, zobacz będziesz miał braciszka, cieszysz się?
Thor spojrzał na kobietę wielkimi i zaskoczonymi oczami, ale ucieszył się. Spojrzał na zawiniątko z uśmiechem i radością.
–          Mamoo, chcę Ci pomóc przy opiece!  – Thor zrobił wielkie oczy i  spojrzał na kobietę prosząco.
–          Niech Ci będzie, ale ja będę go karmić. – Powiedziała z uśmiechem, gładząc policzek Lokiego, który zasnął, bardzo szybko, na łóżku.
***
            Loki okazał się być najsłodszym dzieckiem na dziewięciu światach. Wszyscy go uwielbiali. Służki wręcz za nim przepadały.
Lata mijały, a Loki dorastał. Pewnego, pięknego dnia, gdy Loki uczył się parania nad białą magią, do jego komnat wpadła długonoga i długowłosa blondynka o zielonych oczach i tego samego koloru odzieniu. Jej tętno było bardzo przyspieszone, a sama blondynka była przerażona.
–          Ukryj mnie…! – Pisnęła błagalnie. Loki zamrugał, ale sam nie wiedzieć czemu wykonał jej błagalną prośbę. Wskazał ruchem głowy, na szafę, a ta wpadła do niej i zatrzasnęła drzwiczki.
Loki spojrzał na drzwi, które ponownie otworzyły się z impetem, uderzając o framugi.
–          Książę! – Krzyknął jeden ze strażników, obserwując księcia ze strachem. – Czy była tu dziewczyna z blond włosami. Loki spojrzał na nich dziwnie i założył niewinnie kosmyk czarnych włosów za ucho.
–          A nawet jeśli to cóż wam ona uczyniła?
–          Skradła złote jabłka należące do…
–          Za kilka jabłek ją ścigacie?! Nie życzę sobie takich nagłych odwiedzin, zwłaszcza gdy się uczę do egzaminów. – Przerwał im i spiorunował ich spojrzeniem, po czym Ci przeprosili księcia i natychmiast zwiali. – Możesz wyjść. – Rzekł, gdy drzwi się zamknęły za strażnikami. Dziewczynka wyszła z szafy nieco drżąc na ciele.
–          Panie, jestem Ci dozgonnie wdzięczna. – Szepnęła cicho i spuściła się głowę wpatrując się we własne buty. Była szczera, Loki to jakoś podświadomie wiedział.
–          Loki… – Szepnął i wrócił do nauki.
–          S-słucham?
–          Tak się nazywam… – Uśmiechnął się łagodnie pod nosem chłopak. – Jestem Loki. Osobiście nie rozumiem całego tego tytułowania się. Kiedy ja zostanę królem, zniosę ten przywilej.. – Uśmiechnął się, przeglądając kartki i starając się rzucić zaklęciem.
–          Dobrze, więc jam jest Amora Lorelei… – Szepnęła i przyjrzała się księciu. Chłopiec poruszał dłonią po blacie swego biurka zrobionego z jesionu jakby chciał  coś złapać, ale bał się tego. – Jeżeli uczysz się magii to źle się do tego zabierasz… – Powiedziała z uśmiechem, a z jej palców wystrzeliła jasno iskrząca się magia. Na biurku pojawił się wąż w jasno zielone pręgi z białym łbem. Loki aż spadł z krzesła i odskoczył, kiedy wąż rzucił mu się do gardła. Jednak Amora w porę zniwelowała owego stworka i oparła się o biurko.
–          Jak ty to…
–          Zrobiłam? – Przerwała mu i pomogła wstać. – Jestem również zwana jako czarodziejka. – Powiedziała z szerokim, nieco wrednym uśmiechem.
–          A ile masz lat? – Chłopak przekrzywił głowę.
–          Wiesz, o wiek się kobiet nie pyta. – Loki przekrzywił głowę w bok z dezorientacją. Wyglądał teraz jak zaciekawiony piesek. – Ale powiem by zaspokoić twą ciekawość, książę. – skłoniła się lekko i uciekła spojrzeniem gdzieś w bok na chwilę. – Mam sześć lat.
–          Oh! – Loki westchnął smętnie i raptownie posmutniał. – Może mogłabyś mnie nauczyć czarów? – Zapytał Loki..
–          Jasne. – Dziewczyna skłoniła się lekko. – Ale…
–          Ale? – Loki uniósł brew.
–          Też mi powiedz ile masz lat.
–          Mam siedem.. – Odparł Loki zgodnie z prawdą. Opadał na łóżko i rozejrzał się.
Chłopiec miał pokój w odcieniu jasnego piaskowca. Właściwie cały zamek był zrobiony z tegoż właśnie kamienia. Gdzieniegdzie były też ornamenty złota. Głównie były to szczyty wież i same drzwi. Do bram Asgardu prowadził Bifrost – tęczowy most – którego bronił, Heimdall, czarnoskóry mężczyzna o złotych oczach, który widział wszystkich i wszystko. Stał on i pilnował porządku w kuli, której wygląd przypominał wiecznie płynne
Loki miał naprawdę spory pokój. Od wejścia na podłogach były piękne ciemno zielone, dywany z czerwonymi wzorami. Po prawej stronie były szklane drzwi z prowadzące na  wielki balkon, gdzie były rozmaite kwiaty. Po lewej stronie było łóżko, a raczej wielkie czteroosobowe łożę, które zajmowało prawie pół komnaty, na czterech ścianach były wbite w ściany te zaś były w odpowiednich do tego, szklanych pojemnikach.
Chłopiec westchnął cicho i zastanowił się przez chwilę, po czym widząc jak dziewczyna opuszcza jego komnatę.
–          Amoro? Po co Ci te jabłka? –Zapytał spokojnie.
–          Panie, bo my tam nie  co głodujemy w dolnych partiach miasta. – Posłała mu smutne spojrzenie.
Loki zrobił wielkie oczy.
–          Zaprowadź mnie tam, natychmiast! – Nakazał.
–          Loki, ale tam jest niebe…
–          Mam to gdzieś! Zaprowadź mnie tam…
***
            Loki zrobił przerażone oczy widząc jak Amora podaje jedno z jabłek małej biednej dziewczynce z brązowymi włosami. Loki westchnął.
–          Co tutaj się dzieje? Dlaczegóż wy głodujecie?! – Krzyknął z niedowierzanie.
–          Książę, ich role są nie urodzajne  w tym roku, ponieważ Wanowie nie mogą przybyć na nasze ziemię. – Powiedziała cicho Amora.
–          Czy to wina mego ojca? – Chłopiec zgarnął jabłko z rąk Amory i przykucnął przy starszej kobiecie, która właśnie upadła na ziemię.
–          Dziękuję Ci chłopcze. – Rzekła kobieta.
–          Ja nie wiem tego, ale chyba tak. Odyn podobno pokłócił się z królem z Wanaheim i od tego czasu nie ma możliwości aby jakikolwiek Wan przybył na nasze ziemię.
***
            Loki po powrocie do zamku, natychmiast zamknął się w swojej komnacie. Zaczął uczuć się magii urodzaju rolnego z jednej ze staro nordyckich ksiąg. Swoje magiczne zdolności testował na ziarnach kwiatów, które znalazł gdzieś na  balkonie. Próbował rozkwitów, ale średnio mu to wychodziło, przez co rosła w nim irytacja, a gdy ta wzięła górę, ostrożnie urosił odrobinkę kwiat, ale ten chwilę później po prostu opadł.
            Chłopak spojrzał na ziarenka leżące na biurku ze smutkiem.
–          Chcę pomóc mieszkańcom. – Loki machnął ręką, szepcząc cicho zaklęcie wzrostowe i… udało się. Chłopak spojrzał na kwiat w niedowierzaniu. Uśmiechał się. – Udało mi się! Udałooo!! – Wrzasnął i radośnie podskoczył w miejscu. Spojrzał w kierunku balkonu. Ciekawe czy dam radę zrobić to samo z innymi warzywami i owocami? – Zastanawiał się na głos. Odwołał zaklęcie blokady i wyszedł przez drzwi idąc do swojej nowej przyjaciółki. Amory.
            Amora siedziała w ogrodzie, przy zamku. Starała się wzrosnąć  kwiaty, które obumierały powoli.
–          Przyjaciółko, ma! Amoro! Potrafię wzrosnąć kwiaty, warzywa i owoce, chyba… – Chłopak mówił szybko. Zaskoczył tym dziewczynę. Amora spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale pozwoliła mu działać. Uśmiechnęła się, gdy tylko Loki uratował te piękne kwiaty. Gdy tylko mu się to udało, zerwał jeden z kwiatów i zamroził go zakładając go za ucho Amory.
–          Mój mały książę. – Zaśmiała się i zarumieniła ukrywając twarz w jego szyi.
–          No… Twój. – Loki zaśmiał się. Gdy się od niego odsuwała, zauważył ich Thor. Wyglądało to jakby się całowali, więc Thor krzyknął i zaśmiał się uroczo:
–          Zakochana Para! Loki i Amora!
–          Wcale niee! – Krzyknęli jednocześnie. Loki wtulił się w Thora.
***
            Od tego czasu minął rok. Amora została nadworną pomocnicą Lokiego, którego miała to uczyć magii i czarodziejstwa. Jak obiecała tak też robiła. Młody książę uczył się pilnie, wieczory jednak spędzał z Thorem bawiąc się z nim. Wtedy Loki był najszczęśliwszy. Śmiał się i był szczęśliwy.
–          Thor, zobacz co potrafię! – Zaśmiał się cicho i wystawił w górę ręce. Nad ich głowami niebo zajarzyło się od zielonkawej magii, a te stworzyły motyle. Piękne cudowne, motyle!
–          Wow! – Zaśmiał się Thor i objął delikatnie brata i ucałował jego policzek. – Kocham Cię! – Powiedział cicho radośnie brat Thor i pocałował młodszego brata w czoło. Loki ukrył się w ramionach wyższego chłopaka i zapiszczał radośnie.
***
Pewnego dnia na Asgard przyszedł mroczny dzień. Do królestwa, gdzie żyli sobie spokojnie Asi oraz mieszkańcy różnych światów, przybyła pewna starsza, białogłowa, której nikt nie znał. Na sobie miała łachmany i czarne zniszczone przez życie buty. Chciała spotkać się z Odynem, lecz ten nie zgodził się. Poprosiła więc służbę, by ta dała jej choć kromkę czerstwego chleba, lecz i ta odmówiła.
–          Niechaj i tak będzie! – Krzyknęła i uderzyła swoją laską w podłoże przed zamkiem. Przemieniła się w kobietę z długimi białymi włosami. Bił od niej nienaturalny blask. Białe światło. – Rozsieję nad Asgardem chorobę i stracisz to, co dla ciebie najcenniejsze Odynie! – Krzyknęła głośno i zmocą, a chwilę później rozpłynęła się we mgle.
–          Tato, ale to brzmiało na poważną groźbę. – Szepnął cicho Loki ukrywając się za Thorem.
–          Dzieci, nie przejmujcie się nią! – Rzucił Odyn i machnął beztrosko ręką.


…Gdyby wiedział, co właśnie uczynił.

…******…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz