środa, 24 grudnia 2014

Midgardzkie Boże Narodzenie:

Warning: Sex, tortury(zastanawiam się czy zabawę na cztery strony można tak ująć?:D)
Przedział wiekowy: Yyym.. Wy oceńcie xD, ale jak dla mnie ... +16/+18.
Od autorki krótki opis:
Dla osób, które oglądały the Avengers. Ci, co nie oglądali... (Wyjść!>żart), ale chyba wszyscy oglądali.. Nie? Jak nie to jest Spojler z oknem i nawiązanie do Coulsona, który egchem... nie żyję.. Rzecz się dzieje, powiedzmy, że atak Chitauri, zdarzył się 12.06.12r (MÓWIĘ POWIEDZMY!), więc możemy przyjąć iż akcja dzieje się jakoś kilka pół roku później ^^. Dobra tyle moich kochani czytelnicy.. Życzenia pod koniec, teraz zapraszam was na 26 stron mego nowego dziecka:D...

Stark, szykuj jajka na miękko, Loki dawaj mleko i jedziemy z tym koksem!  -  PS. Muszę kogoś zmusić do przeczytania tegoż cuda, abym mogła nagrać i wrzucić na mój chomiczek (abyście i wy mogli słuchać, skoro nie lubicie ivonki xD!)

PS: Co dostaliście?:D...


Midgardzkie Boże Narodzenie…
            Tony Stark, już od najmłodszych lat nienawidził gwiazdki i całej tej maskarady! Te fałszywe uśmieszki, to udawanie, że wszystko jest okay podczas wigilii! A mały Tony słyszał, że Boże Narodzenie powinno spędzać się z rodziną… No właśnie powinno.
            Tony pamiętał, że jako trzyletnie dziecko wierzył w mikołaja i te inne, magiczne sprawy. Wszystko się jednak zmieniło, gdy rok później jego Ojciec, zamiast spędzić święta z nim i jego matką, – Marią – wolał spędzić czas w biurze, gdzie pracował nad jakimś istotnym projektem, dla jakiejś tajnej agencji rozpoznania i zwalczania terroryzmu; którą teraz nazywali S.H.I.E.L.D.em. Wcześniej słyszał, jak jego rodzice się kłócą.
            Od tego czasu zawsze jego ukochana matka, albo ewentualnie, – jak był nie co starszy – opiekunki kładły go spać, mówiąc mu w ten wyjątkowy dzień, który powinien spędzać z rodziną, że Howard Stark, po prostu nie może przyjść do małego Tonyego, albo po prostu nie ma czasu.
            Gdy skończył dziesięć lat przestał się aż tak fascynować tym świętem. Lata mijały, a młody Stark zaczynał coraz bardziej dotkliwie odczuwać, że jego sentyment do zimowego święta po prostu zaczyna wyparowywać. Gdy skończył piętnaście lat, a jego ojciec został zamordowany, z zimną krwią, Tony zaczął nienawidzić to święto.
***
            Minęło okrągłe dwadzieścia lat, od momentu, w którym Tony Stark stracił ojca oraz kilka dni do zimowego święta zwanego gwiazdką. Wchodził właśnie do Stark Tower, a winda już na niego czekała. Mężczyzna zastanawiał się, jakim uroczym i wspaniałym, drogim prezentem oczaruje Pepper. W jego kieszeni, z chodzonych, czarnych spodni był piękny pierścionek z dużym diamentem, a w sejfie posiadał jeszcze drogi, błyszczący i wykonany na jego specjalne zamówienie naszyjnik.
            Stark wyszedł z windy i zrobił dwa kroki w kierunku salonu, już miał krzyknąć: „Pepper wróciłem do domu!”, lecz czekała na niego bardzo nie miła niespodzianka. Jego kobieta obściskiwała się z jego cholernym przeciwnikiem Justin’em Hammerem.
-          Eghehehem! – Tony Stark przeszedł sobie obok mężczyzny i kobiety, bez trosko nalewając sobie Ginu z tonikiem do szklanki. – Jeżeli chcecie się miziać to proszę was wyjdźcie z mojego, DRUGIEGO domu… – Mruknął siadając na krześle. Szatyn upił łyka. – Ah! Pepper słoneczko… – Zaczął udając dobrego. – Zrywam z tobą! Nie… Nie chcę słuchać twojego żałosnego tłumaczenia się.
            Znów się zawiódł na kimś bliskim!
-          Tony ja…
-          Nie! Już za późno na słowo: „przepraszam” . Powiedział chłodnym tonem głosu…
***
            Dwudziestego drugiego grudnia, stojąc tyłem do wejścia jego mieszkania Tony pił piętnastą szklankę, bardzo mocnego trunku.
            Rozgrywające się przed nim sceny w telewizji go strasznie męczyły. A były tam ciemnoczerwone kombinezony z dodatkami bieli i mikołajowe czapeczki. Widząc to Tony nie potrafił się cieszyć z świąt. Miał wrażenie, że znalazł się w samym centrum szaleństwa. Miał łzy na policzkach, miał ochotę rzucić się z okna siedemdziesiątego piętra, zapić się na śmierć, zostać napadniętym, okradniętym i zabitym… Cokolwiek!
            Jarvis chyba coś do niego powiedział, ale miał to gdzieś! Tony opadł na kanapę.
-          Sir Pan… – Spróbował ponownie komputerowe A.I.
-          Rób, co chcesz, Jarvis… – Zaśmiał się histerycznie Stark.
-          Dobrze sir…
            Nie długo później Tony zaczął zasypiać, ktoś wszedł do jego pokoju. Tony poczuł jeszcze jak coś chłodnego dotyka jego czoła, a sam Stark czuł się dziwnie spokojny. Zasnął, czując zapach męskich perfum…
***
            Śniły mu się święta, był on, jego ojciec, matka oraz… ktoś jeszcze. Tony nie wiedział, kim jest ta osoba. Zobaczył zielone oczy i… I… Zaczął się budzić. Tony czuł zapach świeżo parzonej kawy i usłyszał spokojny, lecz chłodno stanowczy głos.
-          Stark, żyjesz? – Coś puknęło go bezceremonialnie w czoło. Tony machnął na oślep ręką. Przyciągnął ów natręta do siebie i westchnął po jakimś czasie. – Anthony… – Syknął chłodnawo głos.
-          Po prostu… Obudź mnie jak wstanę.. – Wymamrotał, prawie wymiotując na kanapę. Szarpnął się przewracając swoje zwłoki na bok tylko po to, aby przerzucić nogę przez prawdopodobnie damski, seksowny boczek.
            Kobiece ciało przewróciło się w ramiona Starka z pełnym zdumienia irytującym okrzykiem: „Anthony, ty cholerna puszko po konserwach!”. Nikt się tak do niego od naprawdę dawna nie zwracał. Zapominając o śnie, Tony otworzył najpierw jednooko, a później krzyknął spadając z kanapy!
-          Co ty!… Kurwa mać moja głowa! – Jęknął cicho. Czyjaś dłoń spoczęła na jego własnej i wręczyła mu tabletki przeciw bólowe. Tony zlustrował to, co było na niej, a później zerknął na wciąż wyciągniętą, bladą dłoń, należącą do…
            Tony łyknął medykamenty z wdzięcznością. Chyba serio przegiąłem z tym piciem wczorajszej nocy.
-          Co ty tutaj robisz, reniferku? – Zapytał Stark zaciskając zęby i patrząc na Lokiego z dołu. – Wiesz chyba, nie dałem Ci pozwolenia do… patrzenia na mnie podczas snu i knucia mojej śmierci, kłamco..
            Loki wygiął wargi w wrednym uśmieszku.
-          Widzę, że pomimo tego, iż Panna Virginia Potts lub jak wolisz, Anthony Starku, Pepper Cię tak zraniła, ty się schlałeś, masz tak zwaną zapaść emocjonalną, lub jak to mówią nastolatkowie w tym waszym Midgardzkim świecie „doła”, lecz twój języczek dalej bezczelnie się zachowuje, Ironmanie… – Mruknął rozbawiony. – Ah! I za nim zapytasz, skąd to wiem, to odpowiem Ci, śmiertelniku, że twój nie widzialny przyjaciel mi o tym powiedział.
            Tony zerknął na niego pytająco. Ah! No tak, Pepper, a już zdołał zapomnieć. U Starka to była norma. Lubił seks z Pepper, no cóż… To by było na tyle, a chciał się jej głupi oświadczyć! Nie kochał jej, o czym zdał sobie sprawę  teraz. Po prostu chciał mieć. Kogoś, kogo, mógłby mieć tylko dla siebie.
-          A teraz pogadajmy o Interesach… – Mruknął Laufeyson. – Nie przybyłem do Ciebie, by zabić twe ciało i pozyskać twą duszę, człowieku z żelaza – Powiedział niepewnie. – Magia mnie opuściła, Odyn mi ją odebrał i ja… – Loki zawahał się. – Nie miałem się gdzie udać? Twój dziwny, niewidzialny przyjaciel mnie już sprawdził kilka godzin temu, lecz zabronił mi się ruszać z kuchni, aż jego „Sir” sam nie wstanie. – Prychnął. – Wolałem jednak sprawdzić czy żyjesz…
            Do końca nie wiedział czy Loki mówi mu prawdę, ale… Czemu nie poszedł do Thora i Jane? I czemu na litość boską on jest tutaj?! I skąd wie o Pepper?… No tak, Jarvis powiedział mu o tym.
-          Trzeba było pójść do S.H.I.E.L.D.u, tam by Cię na pewno bardzo „gorąco” przywitali! Normalnie z fajerwerkami i kubkiem gorącej czekolady, albo do brata… Albo na przykład pod most? – Prychnął ironicznie Tony.
            Loki zerknął na niego, nie dając mu satysfakcji, z tego, iż zabolały go słowa biliardera.
-          Oh! Tak myślisz? – Prychnął chłodno Loki. Podał mężczyźnie w pół leżącemu przy kanapie, kubek z kawą. Stark zerknął na niego i nie omieszkał nie skomentować ów zjawiska:
-          Zatruta? – Zapytał. –  Wiesz, jak w tej bajce o Śnieżce. Tylko, że to ja jestem Śnieżką, a ty tą złą czarownicą… – Ah! Jak on kochał te przytyki! – I tak, tak myślę, ale wróćmy do jednej sprawy… Mianowicie; czemu tutaj jesteś? – Mruknął Stark. – Bo chyba mi nie powiesz, że zniszczyłeś Asgardzką gwiazdkę? – Tony się zaśmiał, ale jego gość, ani myślał. Stark otworzył szeroko oczy i usta. – Serio chciałeś zniszczyć im święta? – Mruknął. – Nie wierze! Co chciałeś zrobić? Na wpuszczać im trucizny do potraw?
-          Nie do końca, lecz Thor oraz Jane tam są… – Westchnął cicho. Ah! No tak jego mieniący się Bogiem brat był na Asgardzie wraz z Jane. Maska Lokiego Laufeysona opadła na kilka sekund, lecz to wystarczyło, żeby Anthony zobaczył jak bardzo go boli decyzja Wszech Ojca. Loki przewrócił oczami i zrobił natychmiast nową. – Nie cierpię tego święta, bo to właśnie mój cholerny, starszy… – Loki zacisnął zęby. – Po prostu Thor je przyniósł ze sobą. – Szepnął chłodno. – A u Ciebie co się stało, że nie ma tych cholernych midgardzkich rzeczy… Jak wy to śmiertelni nazywacie? A tak… Gwiazdkowe przybory i …
-          Bo i po co jelonku? – Prychnął cicho mężczyzna przerywając czarnowłosemu. – Chyba, otworzę nową fundacje, dla reniferów świętego Mikołaja i…
-          Proszę skróć moje męki i zabij mnie teraz…! – Burknął nagle Loki, wzdychając cicho i przerywając jednocześnie tą głupią tyradę Starka oraz jego dalsze wywody.
-          Nie jestem Furym i nie prowadzę na tobie odwiecznej wendetty. A wiesz? Był taki film… „V jak Vendetta”*. Polecam Ci go zobaczyć. Uśmiejesz się… – Mruknął ironicznie. Anthony oparł się o ściankę aneksu kuchennego i westchnął cicho. – Powiedzmy sobie jasno. Było, minęło i tyle! Hej, hej! Poza tym…
-          Zamilcz, za dużo gadasz! – Warknął. – Stark, znów chcesz wylecieć przez to samo okno? – Wskazał na szklaną nawierzchnię w salonie. Tony zaśmiał się cicho.
-          Mam to… – Stwierdził tonem irytującej starszej pani, wskazując na swoje nadgarstki, gdzie była para, srebrnych, wytworzonych własnoręcznie bransoletek. – Spokojnie reniferku, wiesz, tak szybko z ziemią się nie spotkam.
-          Wciąż mi nie odpowiedziałeś na pytanie, dlaczego nie ma tutaj tych świątecznych dupereli?
-          Nie ma sensu o tym rozmawiać, jelonku…! – Warknął cicho.
-          Ależ jest Stark.
-          Nie… Nie ma i skończ mnie tym dręczyć, albo przywołam zbroje i… – I Stark westchnął. – Cię w niej zamknę na cztery spusty! – Zaśmiał się, a Trickster spojrzał na niego chłodno.
***
            Loki siedział na sofie w salonie i patrzył na telewizor. Była już pełnia nocy, gdy kilka samotnych łez spłynęło po jego policzkach. Ukrył twarz w kołdrze, którą otrzymał od Starka. Nienawidził gwiazdki, bo tak naprawdę to Thor zawsze był w niej najważniejszy i to on zawsze otrzymywał najwięcej prezentów.
            Laufeyson nigdy nie dostał tak naprawdę fajnego podarunku gwiazdkowego. Znaczy… Nie, że w cale ich nie otrzymywał, bo Thor zawsze się z nim dzielił, ale nie otrzymywał tego, co potrzebował tak naprawdę! A chciał tak nie wiele… Aprobaty, pochwały… Lecz nie to było najgorsze w tej całej jego sytuacji, a fakt, że było mu zwyczajnie przykro, że Wszech Ojciec go wygnał. Spojrzał w szklany dach.
            Lokiemu nie chodziło już o to, że Odyn go oszukał i ukrywał przed nim fakt o tym, iż jest jednym z Jötunów, a o samo zajście, że nie traktował jego i Thora na równi… Znaczy Loki pamiętał, jak Odyn go nazwał, gdy tylko przybył do Asgardu. „Bękart, który nie miał prawa przeżyć!” I Loki pamiętał, że od tego momentu zaczął po prostu nienawidzić Odyna. Hah! A jakże…
            Loki widział błędy innych, nie swoje własne.
-          Jarvis, jesteś tutaj? – Szepnął cicho ukrywając się jeszcze bardziej w ciepłej pościeli.
-          Tak, Panie Laufeyson? – Odpowiedziało mu komputerowe A.I. bez zawahania.
-          Czy Anthony jest zły na mnie? – Zapytał Loki.
-          Niestety nie mogę udzielić Panu takich informacji.
-          A co możesz mi powiedzieć?
-          Ma Pan statut gościa, Panie Laufeyson. Znaczy to, iż nie mogę z Panem rozmawiać na tematy związane bezpośrednio z Tonym Starkiem..
-          A czy mógłbyś mi, chociaż tak trochę opowiedzieć, czemu Anthony, nienawidzi gwiazdki?
            Jarvis, milczał przez kilka dłuższych chwil, tak, że Loki już miał otworzyć usta by ponowić pytanie, lecz komputerowy majordomus odezwał się.
-          Owszem… Mogę… – Szepnął cicho i zaczął opowiadać, o ojcu Starka, o tym jak chciał się rozwieść z Marią, matką Tony’ego, o tym, jaki Tony był zrozpaczony, gdy dowiedział się, że to właśnie Obadiah go zabił, i że stało się właśnie to kilka dni przed świętami**.
-          Oh! – Zwiesił głowę. – Chyba powinienem dać mu spokój. – Loki uniósł się do siadu. Powinienem udać się do S.H.I.E.L.D.u! Wstał i ruszył do sypialni Tony’ego. Nie wiedział, co nim kieruje.
            Przekroczył próg i zobaczył niecodzienny widok. Śpiący Tony Stark. Jego spokojne ciało, poruszająca się w regularnym oddechu klatka piersiowa oraz te rozchylone słodko usta w lekkim uśmiechu!
            Loki odwrócił się na pięcie i wyszedł wracając do salonu.
            Chyba staje się miękki. Westchnął i już chciał przywołać sobie księgę z zaklęciami magicznymi, gdy przypomniał sobie, że nie może tego zrobić. Przeklął siadając na pościeli. Chciałbym coś zrobić, żeby się wkurzył, pomyślał i położył się na wygodnej kanapie.
            Mógł zrobić tylko jedno, a miał na to naprawdę nie wiele czasu. Zostały dwadzieścia cztery godziny do wigilijnej kolacji! Tony się wścieknie jak zobaczy, co ten delikwent dla niego wymyślił! Oh! Ale z drugiej strony… Loki zaśmiał się.
            Loki mógł przywołać tylko jedną rzecz. Była to Szkatuła Starożytnych Zim. Zamknął oczy i znów usiadł. Jasnobłękitne pudełko zjawiło się w jego dłoniach**.
-          Jarvis? Co powiesz na magię świąt?
***
            Tony otworzył oczy czując powiew zimna w całym jego pokoju.
-          Jarv ile jest stopni?! – Jęknął cicho, czując jak drobne kostki u jego rąk są okropnie przemarznięte. Mężczyzna kichnął i wsparł się na rękach. Chuchnął kilka razy w nie, ale i to nie pomagało. – Czyżby mój niesamowicie upierdliwy gość maczał w tym swoje długie paluszki?!
-          Temperatura w pokoju wynosi -10 stopni, Sir. – Powiedział spokojnie. – A pański gość śpi, jest bardzo zmęczony. – Dodał po chwili komputer.
-          Aha… – Mruknął Stark. – Że co?! – Wrzasnął, podrywając się do góry i natychmiastowo wypadając na korytarz. Po sekundzie rozjechał się, jak przysłowiowa żaba. Podłoga była pokryta lodem! Był w nie małym szoku, a w nocy padał… nie! Wręcz zacinał śnieg. Czy ten debil pootwierał wszystkie okna?! Oh! To nie dopuszczalna bezczelność. – Loki! – Wrzasnął wściekle Tony starając się wstać.
            Mężczyzna, którego imię zostało wykrzyczane z taką furią zjawił się w sekundę po tym. Stark podpierał ścianę jedną ręką, reszta jego ciała leżała bezwładnie na ziemi przodem do podłogi.
-          Co tu się, do jasnej cholery stało?! – Warknął patrząc na pobladłą w zdumieniu twarz Boga kłamstwa.
-          Chyba, już wiem, gdzie twoja kamera zawiodła, Jarvis. – Powiedział Bóg.
-          Oj! No tak! Panie Stark proszę o wybaczenie mi tej sytuacji.
-          Jarvis i ty przeciwko mnie?! – Anthony przeklął siarczyście. – Będę zmuszony, by przywołać zbroję, bo inaczej się nie podniosę, prawda?! Poza tym ty się do mnie nie zbliżaj reniferze z zaprzęgu Świętego Mikołaja! – Syknął chłodno. – Oddam Cię jeszcze dzisiaj tarczy! – Wrzasnął, a w zielonych oczach Lokiego pokazał się smutek.
-          Nie musisz, sam trafię… – Powiedział bardzo cicho.
            Odwrócił się tyłem do niego i poszedł w kierunku windy, akurat w momencie, gdy jedna ze zbroi Mark X, Y, Ironmana z gracją go wyminęła. Cóż… Nie miał wyjścia.
            Loki po prostu wyszedł…
***
            Tony dopiero po kilku godzinach wszedł do salonu i był nie źle zszokowany, widząc udekorowaną choinkę, w taki sposób, jak robiła to z nim jego matka w dzieciństwie. Czerwone łańcuchy, kolorowe światełka, czerwono-zielone bombki z reniferami – nie, nie ze świątecznymi twarzami Lokiego o dziwo. Różniło się to wszystko tym, że choinka została wyżłobiona z prawie przeźroczystego, niczym szkło, prawdziwego, grubego lodu.
            Anthony aż usiadł.
-          Jarvis, chyba mu nie powiedziałeś…
-          Sir, to miał być miły gest. – Powiedział majordomus.
-          A ja go tak po prostu… – Urwał i spojrzał w sufit ku milczącemu komputerowi. – O Boże, on nie ma magii. W co on był ubrany? – Zapytał niepewnie Mężczyzna.
-          W to, co ostatnio, gdy przybył na ziemię, sir.
-          Czyli może zamarznąć.. Thor mnie zabiję! – Warknął wściekle na samego siebie.
-          Sir, potrzebuje Pan najnowszej zbroi z ogrzewaniem. To jest tylko prototyp i ma tylko podstawowe funkcje… – Rzekło niepewnie komputerowe A.I..
-          Ale ma zdolność lotu i ogrzewanie.. Dawaj ją… – Stwierdził oczywiste Stark.
-          Sir ma Pan świadomość, że S.H.I.E.L.D. ma teraz siedzibę na drugim końcu naszego „kochanego” miasta?
-          Wiem… Wiem też, że to Nowy Jork, a nie California i jego ciało może zamarznąć w dwie godziny… – Powiedział Tony, zmęczonym głosem. – Musimy go znaleźć… – Szybko dodał, bardziej do siebie niż do komputera. Głównie, dlatego, iż pewny brat renifera mnie zadźga palcem, a następnie zostanę zamordowanym przez jego młotek, bo Thor mnie zabije przed czterdziestką!
-          Sir, bez magii, nie znajdziemy go, aż tak szybko, nawet jakby był u Tarczy to przecież dyrektor Fury go zamorduje. – Powiedział niepewnie komputer, gdy Tony zakładał zbroję.  – Już nie mówiąc o innych zagrożeniach, płynących z Nowego Jorku. W końcu nikt nie wie, że Loki nie ma magii i jest bezbronnym śmiertelnikiem. Zwłaszcza, że to wszystko wydarzyło się pół roku temu.
            No tak… atak Chitauri na Nowy York zdarzył się pół roku temu. Niektórzy ludzie – ci bardziej biedni – wciąż nie otrzymali mieszkań i albo wyjechali z Nowego Jorku w oczekiwaniu na jakieś dobre informacje, albo tułali się po tym mrozie.
-          Jarvis, ja o tym wszystkim wiem. Szukaj po sygnaturach ludzi… – Powiedział ziewając.
-          Sir, mam aktywować protokół 66b alfa?*** – Powiedział z niepewnością Jarvis. Tony wszedł na podest odnowionego wieżowca, ale zamiast napisu Stark było tam, co prawda nieskończone jeszcze Avengers. Tony miał zrobić wielkie otwarcie w nowym, dwutysięcznym trzynastym roku.
-          Oczywiście, że tak…
-          Tak jest Sir, przełączam się do drugiej zbroi… – Powiedział Jarvis.
            Tony musiał od teraz sam sobie radzić.
-          Pamiętasz, tak jak z Pepper, Jarvis. – Stwierdził Tony.  Projekt 66b alfa, był to projekt nowej zbroi, którą miał przejmować komputerowy majordomus, w razie gdyby Stark miał problemy z pierwszą zbroją i natychmiast mu pomagać.
-          Sir czyżby wmawiał mi Pan, iż mam problemy z pamięcią?
-          Ja? Ależ skąd! – Mruknął przekornie, Tony.
-          Panie Stark, ma Pan połączenie z dyrektorem tarczy…
            Tony wzbił się w powietrze.
-          Odbierz natychmiast. – Po sekundzie Anthony uśmiechnął się półgębkiem, co było doskonale widać na monitorze, Furyego. – Czyż to nie mój ulubiony jednooki szpieg? Dawno się nie słyszeliśmy… – Powstrzymał swój niewyparzony język od pewnego niezbyt kulturalnego stwierdzenia i dokończył dosyć szybko i ironicznie. – Będzie z pół roku nie?
-          Stark… – Rzekł grobowym głosem Nicolas J., jeden z dyrektorów tarczy.
-          Oh! Wybacz, że nie przepadam za twoim towarzystwem…
-          Mamy spory problem… – Powiedział, a Tony, aż przełknął ślinę. Miał nadzieje, że nie chodzi mu o to, że złapali Reniferka i go chcą ściąć na przysłowiowej szubienicy.
-          O-o co chodzi? – Oh; nie, nie, nie! Chyba mu się to wydawało! To nie mogła być prawda, ale jednak stało się! Głos mu zadrżał.
-          Widzę, że latasz sobie w zbroi…
-          Fury, to chyba nie powód, żebyś mi przeszkadzał, prawda? – Tony odwrócił się gwałtownie i rozejrzał się po okolicy. Kurwa mać, gdzie jesteś?! – Jaki cel ma ta rozmowa? – Zapytał mężczyzny. Zrobił kilka piruetów w powietrzu, starając się namierzyć Lokiego. Na ulicach było pełno ludzi wielu z nich było podobnej postury do mieniącego się Bogiem kłamcy. Serce waliło mu w naprawdę szybkim tempie i Stark nie wiedział za cholerę, dlaczego.
-          Problem dotyczy tego… – Fury westchnął. – … że jesteś wzorem dla innych, a na twojej wierzy nie ma ani pół światełka.
-          Nie mam świa… Co kurwa mać?! – Wrzasnął głośno, machając do jakiejś dobrze zaopatrzonej blondynki. – Myślałem, że chodzi Ci o pewnego czarnowłosego jelenia, który rozpierdolił mi cholerną chatę, a ty pieprzysz, że nie mam światełek?! Czy ciebie człowieku popierdoliło i…?! – I w tej chwili nastała cisza. Tak, Tony nie wiedział, co ma powiedzieć bo zdał sobie sprawę, że ma nie wyparzoną gębę i powinien coś szybko wymyślić, bo inaczej Fury zrobi Lokiemu z dupy jesień średniowiecza, albo jak kto woli z dupy garaż… Dobra, po prostu wpakuje mu kulkę w łeb i tyle tego będzie.
-          Loki jest na ziemi?!
-          Nie… Kurwa! Fury nie rozłą…! – Warknął Stark. – No i się rozłączył. – Mężczyzna wiedział, że musi znaleźć go, jako pierwszy, bo inaczej już wiedział, że źle się to skończy. Loki dostanie karę od Fury’ego, a zaraz po nim Tony zginie przez Mjölnir Thora.
-          Sir, znalazłem podobną sygnaturę postaci Lokiego Laufeysona 98.9% zgodności. Jest pobity i nie przytomny. Krwawi z głowy…
-          Szykuj się do złapania go w zbroje i zawracaj, do wierzy opatrzę go… – Mruknął. Tony westchnął ciężko. Gdyby nie maska to pomasowałby sobie skronie.
            Stark miał tylko nadzieje, że dyrektorek agencji nie obierał sobie na cel teraz ściganie ich obu, bo i tak będzie źle, jeśli ktokolwiek się dowie, że Loki jest u niego. Gazety zaczęłyby pisać, że Stark jest… o mój Boże narodowym zdrajcą, a tego chciał w stu procentach uniknąć!
            W końcu jakby nie patrzeć były święta, a jakby Fury zrobił sobie dzień wolnego lub dwa od bycia super szpiegiem to naprawdę nic by mu się niestało.
            Anthony warknął i wzniósł się jeszcze bardziej w powietrze. Ostra śnieżyca zaczęła mu naprawdę doskwierać.
-          Sir, mam złe wieści… – Rzekł cicho Jarvis.
-          Co się stało? – Zapytał niepewnie Stark.
-          W moim kierunku zbliża się latający pojazd tarczy…
-          Bierz tego czarnowłosego poniacza i wynoś się z tamtego miejsca! – Stark westchnął cicho i zadzwonił do tarczowskiej bandy amatorów, niby dobrej rozrywki, ale Ci go wyłączyli. Anthony zacisnął zęby ze złości. Spróbował skontaktować się bezpośrednio z Furym na jego tarczowską komórkę, ale i to połączenie zostało dosyć niesprawiedliwie, jak na oko Starka zerwane.
-          Sir… Co mam robić?
            Stark milczał przez chwile.
-          Poddaj się, ta zbroja ma tylko ogrzewanie, a ja już lecę do S.H.I.E.L.D.u.
-          Tak jest Sir! – Odparł komputerowy majordomus.
            Tony skierował lot w przeciwnym kierunku niż do przyszłej siedziby Avengersów.
***
            Loki poczuł, nieprzyjemny chłód metalu na nadgarstkach i ból w całym ciele. Otworzył zielone oczy, po czym je gwałtownie zamknął. Przez kilka pierwszych sekund Loki musiał gwałtownie mrugać. Zrobiło mu się niedobrze, a blokada na jego ustach była stanowczo zbyt głęboko wciśnięta w głąb jego jamy ustnej, drażniąc migdałki Laufeysona. Uprząż sprawiała, iż nie mógł się powstrzymać od wymiotów. Loki już czuł jak nieprzyjemna wydzielina zaczyna napływać mu do warg. Laufeyson starał się, chociaż trochę wspomóc się językiem, aby odsunąć upierdliwą, gąbczasto-metalową rzecz. Nie był wstanie orientować się gdzie jest, ani po co!
            Po policzku Lokiego spłynęły łzy. Starał się krzyczeć.
            Po chwili do pokoju wszedł nikt inny jak sam Nick Fury. Loki spojrzał na niego z jawną wściekłością.
-          Masz szczęście, że żyjesz, ale nikt Ci tu nie pomoże chodź byś wył w niebogłosy i szarpał się na wszystkie strony. To nic Ci nie da… Tą metalową uprząż zrobił nikt inny, jak przesłuchiwany teraz Stark…
***
            Agentka Maria Hill na pewno nie należała do osób zgoła spokojnych. Jak chciała to potrafiła wyciągnąć informacje i tak samo była ustosunkowana do Starka. Tylko problem był w tym, iż Ironman nie wiedział nic, po co mógłby przybyć tutaj Loki. Jego ręce drżały niespokojnie, a serce skakało mu do gardła, gdy kobieta, zaczynała zbliżać ręce do reaktora łukowego w jego własnej piersi.
-          Przecież mówię, że nie wiem! – Zawarczał cicho i lodowato Tony.
-          Nie kłam Stark.
-          A. To nie ja tu jestem kłamcą i B. Czemu miałbym kłamać? Nie lubię Lokiego w takim samym stopniu jak i wy! – Zasyczał w jej kierunku.
-          A jednak nocowałeś go! – Krzyknęła.
-          A co miałem go pod most wyrzucić?! Sorry Hill nie jestem Furym, który chciał spuścić na Nowy Jork w najbliższej przyszłości mini bombę stworzoną z Tesseractu i nie mówi wam wszystkiego… – Zerknął na lustro weneckie. – Jestem pewny, że tam stoi i się teraz gapi na mnie z bezczelnym uśmiechem.
-          Nie zmieniaj tematu!
-          Ja? Ja nie zmieniam tematu… To samo życie agentko Hill. Co do Lokiego, rozumiem, że Fury, dalej chce prowadzić na nim dintojra, ale bez przesady. Powinien już zapomnieć o tych wszystkich złych rzeczach, jakie nam nawywijał ten nasz Bóg kłamstwa…
-          Czy on ma…
-          Nade mną kontrole? – Stark uniósł brew do góry. – Obawiam się, że niestety nie… – Udał smutnego. – Poza tym Loki nie przytargał ze sobą tej swojej Eghem… za przeproszeniem halabardy zagłady. – Stwierdził z rozbawieniem mężczyzna, przechylając głowę na bok. – Mało to, czemu Fury chcę akurat Lokiego? Może to chodzi o kolejną śmieszną broń? – Stark wywrócił oczami. – Czy to oto chodzi Fury? – Czarnoskóry mężczyzna nie wszedł do pokoju. Pewnie Fury gryzie w tej sekundzie swoje fotele ze wściekłości. Bingo, miałem racje, Ah! Jak zwykle. – Agentko Hill, jeśli łaska, pozwolisz, że wyjdę i zabiorę waszego „podopiecznego”. – Stwierdził bezpardonowo Stark.
            Marii, – jak Stark nie lubił tego cholernego imienia – szczęka opadła do podłogi.
***
            Fury zerknął na Lokiego siedzącego ze zwieszoną głową. Jego długie, czarne falowane włosy opadły mu na poranioną, od knebla twarz. Wyglądał trochę jak Jeff the killer. Loki w nerwowym tiku zaciskał ręce w pieści. Bolała go duma. Bolały go usta i inne części ciała. W momencie, w którym Fury wyjął mu to cholerne urządzenie z ust, mężczyzna nie odezwał się słowem.
-          Pytam się ciebie o coś! – Wrzasnął Fury wyciągając paralizator. – Jeżeli zaraz nie odpowiesz na moje pytania to użyję tego urządzenia.
            Loki zacisnął znów dłonie. Wytrzyma i nic mu nie powie… Na pewno nie o tym.
            Fury bez jakiegokolwiek namysłu przyłożył mu do karku przyrząd tortur i odpalił go. Chłopak zawył i w tej chwili do pokoju przesłuchań wpadł Stark wraz z kilkoma agentami.
-          Fury przestań! – Wrzasnęła Maria. – Stark się domyślił, o co Ci cho… O Boże… – Urwała.
            Tony podbiegł do ciała, które teraz bez trosko z obolałym uśmiechem na ustach zwisało z krzesła. Ręce miał w ciąż przypięte do krzesła, a cała postura chłopaka niebezpiecznie się przechylała w przód!
-          Wiedziałem, że przyjdziesz śmiertelniku… – Szepnął cicho Loki. Tony odpiął mu nadgarstki. Anthony wziął go w ramiona. Co prawda było to bardzo trudne, bo Loki był stanowczo wyższy, ale na szczęście lżejszy niż piórko. Loki stracił przytomność.
-          Prawie go zabiłeś! Zwariowałeś? On jest teraz człowiekiem! – Wrzasnął Stark.
***
            W drodze do niewykończonego jeszcze Starko-Avengers Tower, Loki zaczął odzyskiwać przytomność. Tony nie wiedział, jakim cudem wytłumaczyłby wszystko Thorowi, gdyby temu, chociaż jeden włosek z głowy spadł… No dobra! Spadł, ale nie to było najważniejsze, ale to, że Laufeyson w ogóle żył.
            Fury został zamknięty w celi, a za tydzień usłyszy wyrok znęcania się nad Lokim i innymi więźniami.
            Po przekroczeniu domu Tony okazał się bardzo dobry i położył Lokiego w miękkiej pościeli jego własnego łóżka. Na szczęście ślady zaczęły znikać, ale Stark tego jeszcze nie zauważył.
-          Poleciałeś mnie poszukać… – Szepnął cicho, gdy Stark już chciał wyjść.
-          Słucham? – Zerknął na niego.
-          Nie każ mi się powtarzać czuję się, jak bym został zjedzonym, wyplutym i znów zjedzonym Asgardzkim dzikiem, Anthony… – Jęknął, po czym skulił się nie co pod pościelą. Czuł taką cholerną namiastkę czegoś rodzaju pomocy ze strony bliźniego… Midgardczyka.
-          Nie masz, za co reniferku… – Powiedział z uśmieszkiem samo zadowolenia.
-          O co Cię pytała ta niebieskooka kochanka czarnoskórego węża? – Syknął z bolącą twarzą Laufeyson.
-          Czy to ważne? – Stark Zamknął oczy i opadł obok Lokiego na pościel. A tak bardzo chciał się wykąpać.
            Loki westchnął cicho i spojrzał na niego wzrokiem numer siedem. Czytaj: Powiedz, albo dostaniesz rano baty, bo moje rany nie są w cale tak poważne. Ale Tony tylko prychnął rozbawiony i przyciągnął obolałego Asa do siebie. Chyba po raz pierwszy był szczęśliwy podczas gwiazdkowych świąt.
-          Boli… – Warknął cicho kłamca, gdy ręka Starka złapała go w okolicy brzucha.
-          Oh! Poniaczu, za jutro będzie wigilia, mam nadzieje, że zechcesz spędzić ten czas ze mną…?
            Stark spojrzał na niego podnosząc się nie co na łokciach. Patrzył na przykrytego po uszy Laufeysona, który zamruczał, jak kot. Tony uśmiechnął się i musnął jego czarne sięgające ramion, lekko falowane włosy.
-          Ponia… Co to jest? – Wymamrotał Loki dziwnie sennym głosem.
-          Taki koń z filmu animowanego, księżniczko… – Powiedział spokojnie.
-          Mhm… – Mruknął głuchym i niemrawym szeptem, po chwili zasypiając.
            Tony westchnął i wstał, po czym wyszedł z sypialni.
-          Jarvis, chyba robię się zbyt dobry dla pewnej księżniczki…
-          Rozumiem, Sir… – Jarvis, jakby się uśmiechnął.
***
            Tony spędził noc w warsztacie zapijając się alkoholem i tworząc kolejną rękawice do nowej zbroi. Nim się spostrzegł wybiła godzina, w której alkohol przestawał mu służyć. Nim skierował swoje kroki w kierunku swojej sypialni mruknął do swojego A.I., że urządzi Lokiemu takie święta, że ten nigdy go nie zapomni.
-          Jarv zrób świętecznom listę zakuspów i pozdataraj się o coź egstra dla najszego kościa. – Mruknął pijany Tony rozbijając się o windę, do której sam nie wiedział jakim cudem trafił.
-          Tak jest Sir..
            Tony zauważył śmieszną rzecz, którą zarejestrował tylko przez kilka sekund. Loki, gdy spał był naprawdę słodki. Jego kruczoczarne, falowane włosy opadały mu delikatnie na twarz i połowę pleców. Po chwili Stark dotknął jego policzka, a Laufeyson otworzył gwałtownie oczy łapiąc owego kogoś za rękę.
-          Co ty u licha ciężkiego wyrabiasz Stark? – Tony nie skupiał się na tym, co się dzieje w jego głowie, nie teraz…
            Loki usiadł i popełnił błąd, bo Stark po chwili złączył ich usta w chwiejnym pocałunku. Nie minęła sekunda, a Tony leżał przyciśnięty lekko do pościeli przez ciało wyższego mężczyzny. Loki oddał mu pocałunek! O Boże… O Boże! Jak jego usta paliły każdą komórkę, każdy centymetr… Milimetr… Mikrometr…? Nie ważne! Jego warg.
-          Loki pierrpsz mnie… – Jęknął, a kłamca odsunął się gwałtownie od niego.
-          Nie, Stark śpij… – Syknął cicho opierając czoło, o jego własne. Dyszał przez chwilę. – Stark przestań się kurwa o mnie ocierać… – Syknął, czując rosnącą gulę w gardle.
-          Loki, ja cheće cięęm…
-          Nie Anthony. Jesteś pijany… – Loki wstał.
-          Mam śświetną pamięć… – Jęknął wspierając się na rękach. – Każdy mój numerrek pamięddtam… – Zamruczał cicho i seksownie. – Jestteś bogiem ognia, pokażż jelonku jak rozgrzewasz moje ciało do czerwo… Oh!
-          Już to tobie mówiłem Stark… – Warknął cicho. – … Za dużo gadasz. – Po czym znów zamknął. Przez chwile ich języki tańczyły w dzikim tańcu, a później… Starkowi urwał się film… Chyba.
***
            Tony otworzył oczy i jęknął cicho. Głowa go bolała. Śpiący obok niego czarnowłosy Loki nie miał koszulki. O Boże, zresztą tak jak on sam! Co on u licha ciężkiego wczoraj na wyrabiał!?
-          Jarvis, co ja wczoraj nawywijałem? – Zapytał.
-          Sir, wie Pan przecież, że nie ma Pan kamer, w żadnej z sypialni. – Tony westchnął cicho z ulgą, gdy dolne części ciała go nie bolały. Chociaż z drugiej strony niewiadomo, czy Loki go nie zaczarował i to wszystko to…
            Tony spojrzał na Lokiego z chłodem. Widok, jednak słodko, śpiącego Boga kłamstw był rozczulający do tego stopnia, że Stark nie mógł uwierzyć w fakt, iż to ten sam, zły i zepsuty do szpiku kości młodszy brat, Thora. Haha! A jednak, gdy ten zaczynał się powoli wiercić Tony wiedział, że jak zaraz nic nie zrobi to polegnie straszliwie.
-          Cześć księżniczko, jak tam po seksie z bokiem? – Zapytał Stark a Loki zerknął na niego zdezorientowany.
-          Cóż… Wspaniale, ale to ty powinieneś być księżniczkom, bo całkiem głośno krzyczałeś. – Loki spojrzał na niego z miną mówiącą, „jesteś naprawdę szurnięty, jeśli uważasz, że to właśnie ja się oddałem tobie”. Stark zagryzł dolną wargę.
-          Nie mówisz poważnie, Loki?… Prawda? – Tony uniósł się do siadu.
-          Jestem całkowicie poważny, żabko. – Loki ukąsił Starka w szyję, chichocząc jak pustynna hiena.
-          Kłamiesz…
-          Owszem kłamię…
            Tony westchnął z ulgą i oparł się o ramię wyższego od siebie mężczyzny, który również usiadł. Loki spiął się cały.
-          Ktoś Ci pozwolił? – Zapytał.
-          Tak…
-          Kto?
-          Ja… – Wyszczerzył się wrednie Stark unosząc się z łóżka. Loki zapowietrzył się ze złości i rzucił w kierunku Tonyego poduszkom. Tony uchylił się przed lecącym przedmiotem, który trafił w wierze i załączył ją. Z niej zaczęły lecieć kolędy. Tony westchnął i podniósł puchaty przedmiot i uderzył nim zdezorientowanego Lokiego.  Laufeyson złapał za inną poduszkę i z okrzykiem rzucił się z nią na Starka.
***
            Wojna na poduszki skończyła się w momencie, w którym Jarvis powiadomił go, że Panna Pepper stoi pod drzwiami. Wszędzie wokół nich walały się piórka, u Lokiego w buzi też kilka znalazło swoje miejsce. Loki kaszląc wypluł jedno z nich. Spojrzał irytacją na komputer, a później przeniósł wzrok na człowieka malowaną puszkę, z jadem.
-          Wygrałem! – Wyszczerzył się Stark wstając z podłogi i rzucając w kierunku Lokiego poduszką. Ta upadła z głuchym brzękiem na ziemię odbita z cichym „pac” od wyciągniętej w irytacji dłoni. Delikwent odburknął coś w stylu, że zaraz przyjdzie i Laufeyson skierował kroki do łazienki z cichym westchnieniem. Tony z niechęcią ruszył w kierunku salonu. Pewnie znowu Pepper mu będzie marudzić, że go przeprasza, i że znowu chcę wrócić do Starka.
            Chociaż nie! Nie! Oj nie, to na pewno nie było tak! Bo to właśnie Tony zdradzał Pepper notorycznie i co najmniej raz w tygodniu. Pepper była przywiązana do niego jak pies. Stark westchnął i zmierzwił swoje hebanowe włosy, palcami. Później i tak je będzie poprawiał, no cóż… Właściwie, to musi się wykąpać, umyć zęby i…
-          Panno Potts… Witaj… – Uśmiechnął się krzywo i z jawną nie chęcią. Pani dyrektor generalna spojrzała na niego smutno.
-          Tony, ja przepraszam… – Westchnęła cicho.
            Tony nalał sobie i jej whisky. Przewidział jej słowa doskonale, będzie mu teraz bredzić, że źle zrobiła, że kocha tylko jego. Tony nie pomylił się wiele, bo oprócz łez na jej policzkach, Anthony dostrzegł jeszcze smutek i – tego się nie spodziewał, ale dojrzał tam właśnie to uczucie – strach. Stark wyłapał w lot, o co chodzi. Nawet nie musiał się od wracać.
-          Co on tu robi?! – Wrzasnęła Pepper. Tony przewrócił oczami widząc kłamcę zmierzającego w jego kierunku.
            Loki miał sztuczny uśmieszek na ustach, czyli pewnie słyszał spory fragment użalanek Panny Virginii Potts. Zapewne zauważył też zmęczenie tym wszystkim u Starka. Podszedł do mężczyzny, po czym wpakował się Starkowi na kolana, – w taki sposób, że Tony musiał złapać go za pośladki, bo inaczej młody kłamca spadłby na ziemie i strzaskał sobie tyłek, – a następnie położył w naprawdę seksowny sposób palec na wargach. Udając nie śmiałość w kierunku Pepper; Loki przysunął się do ucha Tony’ego, po czym zapytał bardzo niewinnym, tonem głosu, tak iż Tony stwierdził, że nie jedna jego jednonocna przygoda mogłaby się powstydzić, a zarazem uczyć się od kłamcy.
-          Kochanie, kiedy wrócisz do łóżka…?
            Pepper, która miała naprawdę wyczulony słuch, aż podskoczyła w miejscu i zachłysnęła się alkoholem. Tony podjął grę mając powoli dosyć zagrywek Potts.
-          Już idę… – Szepnął ciężko wzdychając. Loki jednak zrobił coś, czego by się nikt nie spodziewał. Skierował twarz Tony’ego w swoją stronę, po czym w dosyć agresywny sposób wpił się w jego usta. Ten pocałunek nie był normalny! On coś obiecywał… Stark czuł to. Bardzo go to nurtowało.
            Loki wstał po chwili z kolan zostawiając zszokowaną byłą parę. Bóg kłamstwa skierował kroki do kuchni, gdzie zaczął gotować coś.
-          Więc wy…?
-          Tak…
-          Razem…
-          Mhmm… – Tony upił spory łyk napoju.
-          To jest ohydne! Sam tak mówiłeś nie dawno! – Krzyknęła głośno.
-          Wiesz ludzie się zmieniają, ja też mam do tego prawo… – Powiedział spokojnym i rozbawionym głosem Stark.
***
            Na szczęście Pepper nie była długo. Rozstali się. Było, minęło… Trudno. Właściwie, to Pepper chciała być ze Starkiem, ale Tony, jak to Tony; dwa razy do tej samej rzeki nie miał zamiaru wchodzić!
            Miał nadzieje, że wszystko wróci do normy… No dobra; prawie! Było między nimi dobrze. Jakimś śmiesznym cudem Pepper, nie rozpłakała się już później. Tony westchnął i rozwalił się wygodnie na kanapie. Włączył telewizor. Kłamca wciąż siedział w kuchni. Tony bał się, co ten tam na wyprawia.
            Największą obawę miał jednak w momencie, gdy kłamca podstawił mu pod nos – tak bardzo centralnie – coś czarnego, na łyżce.
-          Spróbuj i powiedz czy Ci smakuje… – Mężczyzna spojrzał na dłoń wyciągniętą w jego kierunku. – Nie patrz na mnie jakbym Ci, co najmniej matkę i ojca zabił.
-          Oh! Księżniczko – Stark się uśmiechnął na widok złej miny kłamcy. – A skąd mam wiedzieć czy w tym nie ma jakiegoś fioletowego, krowiego łajna?
-          Nie jestem milką, wiesz? – Zdenerwowany Bóg wepchnął mu do ust lejącą się substancje. Tony skrzywił się przez sekundę, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. Zęby zacisnęły się na łyżce, oczy się lekko rozchyliły.
-          Czekolada… – Stwierdził inteligentnie Stark, oblizując ze smakiem łyżkę. – Hej! Reniferku, nie mówiłeś, że umiesz gotować czekoladę… Właśnie skąd ją wziąłeś?
-          Z Asgardu… – Loki przewrócił oczami. – Oczywiście, że z twojej szafki, śmiertelniku… – Westchnął. – Poza tym, tak to czekolada.. –  Na ustach Lokiego igrał wredny uśmieszek. – Poleje Cię nią, a później twoje ciało… – Zaczął zbliżając wargi do jego małżowiny usznej. – … Kawałek po kawałeczku będzie należało tylko do mnie … – Zamruczał cichym i podniecającym tonem przypominającym erotyczny pomruk kota. Stark otworzył szeroko oczy.
            Loki okrążył kanapę i usiadł na niej, bestialsko zasłaniając Tony’emu kolejny odcinek „Mody na sukces”.
-          Ohh… Daj spokój, poza tym oglą… – Zaczął Anthony, ale urwał, bo pewne gorące wargi stłumiły resztę jego protestu, dotykając ust Tony'ego. Były miękkie, wilgotne i… i o mój boże miały temperaturę wulkanu.
            Tony westchnął i… a niech to wszystko cholera weźmie!… przyciągnął po prostu pewnego czarnowłosego diabła, którym był Loki do głębszego pocałunku. Ten oddał natychmiastowo tą przyjemną pieszczotę. Rozchylone, drżące z pożądania usta, języki splątane niczym dwie sznurówki, kołatające się serca walące jak młoty i…
            Tony stęknął ciszej od szeptu oraz przymknął oczy dotykając pospiesznie paska od spodni Lokiego. Ten jak najszybciej odciągnął go od tego pomysłu, przejeżdżając paznokciami po plecach Starka i wbijając je w nie.
-          Jeszcze nie… – Syknął odpychając od siebie mężczyznę.
***
            Nie chciało im się ruszać do restauracji. Zresztą Tony Stark miał pieniądze i wolał też uniknąć rozgłosu związanego z tym, że ukrywa u siebie Boga kłamstw. No dobra, nie ukrywa, bo Pepper wie, S.H.I.E.L.D., też już wie, ale Tony nie chciał po prostu rozgłosu medialnego!
            Pepper już ostatnio mu zdradziła, że jeszcze jedna wpadka i Tony pożegna się ze zbrojom, Ironmana bo zarząd i rada bezpieczeństwa mu ją po prostu odbierze. A tego by nie chciał. A ludzie to ludzie i zapominają po jakimś czasie.
            A bynajmniej miał taką nadzieje.
-          Jarvis, zamów zestaw ekstra, dla naszego gościa…
***
            Stark siedział na łóżku i rozpakowywał świeżo zamówione jedzenie. Dwa talerze już na nich czekały. Loki wszedł do sypialni, gdy Tony kończył wykładać ostatnie porcje ich „wigilijnej” kolacji. Jego czarne, długie, sięgające prawie połowy pleców włosy częściowo opadały mu na ramiona, a częściowo na oczy. Na swoim ciele miał czarny, puchaty szlafrok z literą S po prawej stronie klatki piersiowej.
            Loki rozczapierzył palce, a następnie przesunął ostrożnie po swoich włosach, odgarniając je z oczu do tyłu. Jego spojrzenie spoczęło na łóżku. Tony leżał na łóżku powoli smakując smakołyków ze swojego talerza.
-          Mmm… Ładnie pachnie. – Powiedział spokojnym tonem Loki. Chyba po raz pierwszy nie miał kija w dupie, bo wyglądał na naprawdę wyluzowanego. – Wesołych świąt. – Rzekł patrząc z uśmiechem na Starka, zakładając kosmyk zbłąkanych, czarnych włosów za ucho.
            Loki sięgnął po nóż i widelec, po czym zaczął również jeść kolacje. Dziwnie się czuł, gdy nie było przy nim dużej ilości strawy i napojów wszelkiej maści, głównie zrobionych z alkoholu.
-          Wesołych świąt… O! Uśmiechasz się, Panie Boże kłamstw, ty się uśmiechasz! – Tony zaśmiał się. – Trzeba zrobić temu zdjęcie! Jarvis…
-          Sir, zdjęcie zrobione …
-          Hej, hej, hej! – Krzyknął Stark, gdy Laufeyson wycelował w niego swoim nożem o ostrej końcówce. Ostatecznie nie chcę zostać z dziurą wielkości słoniowej nogi. – Przestań księżniczko…
            Loki położył się na łóżku i uśmiechnął się wrednie.
-          Czemu „księżniczko”?
-          Bo masz tytuł księcia Asgardu, a twoje włosy mówią, żeś kobieta…
-          Oh!  Więc twierdzisz, że jestem bardziej kobiecy? – Loki usiadł i zbliżył się do niego.
-          Wcięcia w tali oraz dużych piersi, co prawda jest Ci brak, ale reszta… – Stark parsknął krótkim śmiechem.
-          Bardzo śmieszne, Stark jak tylko wróci mi magia to się z tobą policzę… – Rzekł śmiertelnie poważnym tonem.
-          A ja wbije się w strój, wezmę mścicieli i Cię zniszczymy, po czym znów trafisz za kratki, reniferku. Jest Ci to potrzebne?
-          Nawet mi nie przypominaj Stark! – Laufeyson posmutniał lekko, lecz nie trwało to długo, bo Tony wziął dwa kieliszki. Jeden dla siebie, drugi dla niego. Po chwili sięgnął po coś, co śmiertelnicy nazywali w Nowym Jorku eggnog, czyli napój z rumu, mleka, cukru i ubitych jaj.
-          Czuje się nieswojo, bo w mym rodzinnym domostwie obchodzą teraz wielkie ucztowania… – Rzekł cichym pół głosem Loki, czym wzbudził ciekawość Starka. – Wiesz u nas nie je się tylko wieczerzy, lecz jest zabawa do białego rana… – Wychylił jednym łykiem szklankę i uśmiechnął się gorzko do siebie. – A wiesz…? Nigdy nie wziąłem udziału w żadnej imprezie… – Zaczął Laufeyson cicho. – Po prostu dobrze mi w samotności, ciszy… I spokoju…
            Tony usłyszał gorycz i irytacje w głosie Lokiego. Stark sięgnął po swój telefon i napisał coś na nim. Loki spojrzał na niego ze smutkiem. Wyglądał jak zbity i sponiewierany psiak. Tony nie miał pojęcia, że Loki, aż tak cierpi z powodu wygnania.
            Tony wziął trochę ziemniaków do ust. Loki dojadł sałatkę i również spróbował ryby, która mu bardzo zasmakowała.
-          Chciałbym wrócić do domu, lecz nie mam magii, a jak nie mam magii to nie mogę nic zrobić… Anthony, czy wybaczyłbyś coś, na co nie ma się wpływu, ale bardzo Cię taka rzecz zraniła…?
-          To znaczy? – Spytał Stark kładąc się na łóżku obok czarnowłosego.
-          To znaczy… – Loki upił łyk z butelki i westchnął cicho, zastanawiając się jak podjąć temat, który go nurtował od samego początku. – Czy… – Rozpoczął swój wywód cichym, wahającym się tonem głosu. – Czy wybaczyłbyś swemu ojcu największe z kłamstw? – Zapytał pół szeptem układając swoją głowę na jego ramieniu. Tony spojrzał na Boga z zaskoczeniem. Ujął jego twarz w dwa palce i spojrzał w te oczy. Były lekko matowe, ale przede wszystkim zimne, jak dwie kostki lodu.
            Tony zjadł do końca kolacje. Odstawił talerze na stolik i westchnął cicho.
-          Nie jestem pewien, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz, Loki… – Szepnął obserwując jak syn Laufeya wstaje z łóżka, a następnie opuszcza jego sypialnie z dwoma naczyniami w ręce.. – Jarvis, przygaś nie co światło… – Powiedział układając sobie wygodnie poduszkę pod głową. – Zapal w kominku i zrób to samo ze światełkami na Stark Tower… – Rzucił jeszcze, po namyśle.
            Loki wrócił do pokoju sypialnego, gdzie sypiał Ironman.
-          Anthony… – Zaczął kładąc kilka przedmiotów na stoliczku nocnym. Tony tam tylko spojrzał i westchnął cicho. – Mam dla ciebie wyjątkowy prezent…
-          Zaraz, zaraz Reniferku… Czy mi się wydaje czy… – Rozchylił usta w zdumieniu. – Tam jest czekolada? – Zapytał.
            Loki wszedł mu na kolana. Stark położył mu jedną dłoń na policzku, dotykając jego ucha i włosów. Założył zbłąkany kosmyk za nie. Druga ręka ostrożnie wsunęła się pod poły czarnego szlafroka. Loki zbliżył rozchylone usta w do rąk Starka jednocześnie patrząc mu w oczy. Musnął delikatnie opuszki palców mężczyzny, a następnie liznął delikatnie kciuka. Tony drgnął. To spojrzenie… Ono… płonie! Loki płonął, a zarazem chciał dać z siebie wszystko. Loki pochylił się nad Starkiem i szepnął ciche pytanie prosto w rozchylone usta.
-          Chcesz prezent teraz czy jutro?
            Stark spojrzał na niego, uśmiechnął się w wredny, a zarazem tajemniczy sposób.
-          Zależy czy ta noc będzie spędzona z tobą, parzystokopytny reniferku.. – Jęknął mu w usta.
-          Zobaczysz, za chwile.. – Loki spojrzał na niego. W oczach miał pragnienie, podniecenie… Pożądanie… Żądze… Sięgnął po pędzel z wrednym uśmieszkiem i zmoczył go w ciemnej czekoladzie, po czym podał go Starkowi.
-          Co… ja mam z tym niby zrobić, reniferku? – Szepnął inteligentnie wpatrując się w Lokiego.
-          Tym…? – Wskazał na pędzel. – …masz mnie posmarować w miejscach, w których pragniesz mnie zakosztować… – Powiedział kładąc nacisk na słowo „zakosztować”. – A potem ja zrobię to z tobą.
            Stark zaśmiał się głośno.
-          Wysuń język, reniferku, chcę go spróbować. – Stwierdził Stark. Loki warknął, ale wykonał prośbę Anthony’ego.
            Tony rozsmarował na języku, przyjaźnie nastawionego Asgardczyka słodką maź, a następnie lewą ręką przysunął go za brodę w taki sposób, że by ten nie zamknął ust, a Stark mógł bez karnie lizać jego języczek.
            Loki stopniowo zaczął przymykać oczy, a w momencie, w którym Tony zlizał ostatnią kroplę z jego języka, po prostu automatycznie warknął niezadowolony. Tony przejechał pędzlem po jego brodzie, szyi i skończył na granicy jego szlafroka… No cóż… po prostu brakło mu czekolady na ławkowcu. Cóż… Trudno się mówi… Zajął się, więc miejscami, które miał dostępne w obecnej sytuacji. Najpierw scałował brodę.  Oblizując usta od czekolady, wsunął mu język do warg Lokiego i zaczął  mu je penetrować. Całowali się tak, przez jakiś czas.
-          Dobrze smakujesz jelonku… – Stwierdził Stark cichym i seksownym tonem głosu, przyciskając wargi do szyi Lokiego. Ten odchylił głowę w tył i sapnął dając mu większe pole do popisu.
            Tony zaczął zlizywać czekoladę z szyi Boga, a gdy skończył, oblizał się, następnie oddał pędzel, opadając na pościel.
-          Teraz ty jelonku.. – Stwierdził. – pokaż co potrafisz…
            Loki namoczył mocno pędzel. Zaczął zachowywać się jak malarz mający płótno. Przesuwał po nosie, wargach, musnął nawet jego policzek i kawałek obnażonej szyi. Tak… Stark był całkowicie ubrany. Miał na sobie czarną marynarkę, spodnie tego samego koloru, lecz bardziej połyskujące, a w odcieniu grafitowym koszulę.
            Laufeyson zaczął całować usta Tony’ego, brutalnie, a jednocześnie rozpinając mu gwałtownymi ruchami guziki marynarki. Przejechał językiem na jego policzek. Muskał palcami mężczyznę po szyi, po miejscach, które zostało oznakowane przed chwilą lejącą się, słodką substancją. Ugryzł go w wargę, a później zaczął zlizywać do końca jego czekoladę z mieszaną z krwią. Gdy skończył przesunął palcami po jego koszuli, po czym rozpiął mu ją gwałtownie..
-          Oh! To była moja ulubiona koszula, reniferku! – Jęknął cicho Stark, patrząc jak Loki dotyka jego umięśnionego lekko ciała, na brzuchu.
-          Masz… Nie złe mięśnie. – Skomentował Loki, patrząc teraz prosto w jego oczy. Były zielonomorskie… Niesamowite, piękne! Niespotykane.
-          Pieprzyć tą cholerną czekoladę, Jelonku… – Jęknął cicho Stark i pomógł Lokiemu z koszulą. Loki skinął mu delikatnie i stanowczo głową, atakując usta. Ostrożnie wsunął palce pod materiał grafitowej koszuli, aby zsunąć mu ją z ramion. Tony jęknął, gdy poczuł język mężczyzny na swoim wrażliwym miejscu. Ucho.
-          Pieprzyć to ja będę Ciebie… – Warknął cicho zirytowany starając się okiełznać pasek. Puścił go, zły, dając władzę Starkowi, aby to właśnie on to zrobił. Jest bogiem na litość boską! W jego cholernym domu słudzy i służki uprawiały z nim seks, kiedy tylko zechciał i nie musiał się cackać z cholernymi paskami, bo Ci byli po prostu nago.
            Tony pozbył się paska, kładąc go obok siebie. Miał wrażenie, że mu się przyda.
-          Nie… Siedzisz na mnie reniferku, więc to ja Ciebie będę brał.. – Rzucił cicho.
-          Niech Cię Stark. – Loki zacisnął zęby na dolnej wardze. – Wiedz, iż będziesz miał mnie pierwszy.. Dostąpisz zaszczytów posiadania Boga. – Rzekł nie pewnie Loki, acz stanowczo. Tony uśmiechnął się łagodnie.
-          Serio? Jestem twoim pierwszym, jelonku? – Powiedział Stark. – Nie pożałujesz… – Dodał, całując krótko Lokiego. – Cóż jak będziesz mnie miał to też wiedz, iż to będzie mój pierwszy raz…
-          Przewidujesz, więc… dwa orgazmy?
-          Może nawet więcej, reniferku… – Zaśmiał się Stark. Siedzący na jego kolanach Bóg kłamstwa znów się pochylił i znów musnął jego wargi. Tony przejechał palcami po delikatnej skórze, na karku Lokiego. Badał jej strukturę. Centymetr po centymetrze, milimetr, po milimetrze. Miała przyjemną, wręcz łagodną fakturę. Loki zaczynał odczuwać coraz większe pożądanie.
            Stark pogłębił pocałunek, zsuwając Lokiego jego praktycznie jedyne odzienie i odrzucił je gdzieś w bok. Tony uniósł się do pół siadu. Loki mu na wszystko zaczął pozwalać. To go z jednej strony cieszyło, a z drugiej… Przerażało.
-          Możesz zrobić ze mną co ze chcesz… – Szepnął cicho Loki, a Tony musnął jego ucho, wsuwając do niego język. Po chwili szepnął jednak ciszej od wiatru:  „Spokojnie. Sprawie, że nie zapomnisz tego… Nigdy!”.
            Loki zarumienił się. Mocno, naprawdę mocno! Tony otarł się o młodego księcia Asgardu. Pchnął Lokiego na plecy. Gdy ten spojrzał na niego. Tony miał szeroki, seksowny, łagodny uśmiech. Pocałował go we wargi. Ich ciała po prostu się w siebie wpasowały. Rozniecone w pożądaniu oczy Lokiego, cały czas chciały… Tak! Loki chciał seksu jak niczego innego w swoim życiu. Po raz pierwszy miał gdzieś konsekwencje! Miał gdzieś fakt, iż na górze jest i patrzy na niego Heimdall! Miał gdzieś…
            Tony pocałował go namiętnie. Wsunął Laufeysonowi rękę pod plecy następnie w bokserki. Kciukiem zaczął masować mu dziurkę, by chwile później głośny jęk wydarł się z Lokiego ust. Tak… Anthony wepchnął mu w tyłek palec. Zaczekał aż ten się przyzwyczai i zaczął ostrożnie poruszać nimi.
            Po policzku czarnowłosego Lokiego spłynęło kilka samotnych łez, które ukryły się w jego włosach po chwili. Ukrył się w ramionach Starka, który przyssał się do jego ust szaleńczo je całując. Opętani miłością kochankowie, czuli w dotyku, gorący… namiętni i… zakochani w sobie.
            Tak. Zakochani!
            Loki sapnął cicho i poczuł, że coś jest nie tak… Nie skupiał jednak na tym uwagi. Podniecenie w nim rosło.      Na brodę Odyna! Nawet nie wiedział, ani kiedy, ani jak Tony zniknął, z jego ust, a jego czupryna badała jego tętnicę szyjną.
            Loki ma chyba z trzysta pulsu, ocenił Stark. Schodząc niżej i niżej czuł jak podniecenie w nim zaczyna brać górę. Musieli, chociaż trochę wyluzować, albo obaj oszaleją żądni siebie… Wzajemnie!
            Tony pocałował jego klatkę piersiową; zacisnął na chwilę zęby na jednym z sutków, przez co Loki zajęczał głośno, odchylając głowę w tył. Chciał seksu z Lokim! Naprawdę… Miał gdzie coś się stanie rano. Najwyżej Pepper go zabiję! Przejechał.
            Dołożył drugi palec, który znów sprawił mu lekki ból, lecz nie trwał on długo, bo Stark, zaczął naprawdę szybko poruszać palcami.
-          Weź… mnie… – Stwierdził trochę bardziej niż chciał tonem rozkapryszonego dziecka, lecz szybko się po prawił. – Błagam… Ahh! – Jęknął, gdy Tony dodał mu trzeci palec. Jego wzrok był na prawdę błagalny. Tony wysunął palce z jego tyłka. Musnął jego brzuch i biodra. Zębami zdjął mu bokserki, które miał na sobie. Sam powoli przestawał panować nad sobą. Pocałował go namiętnie i wszedł w Lokiego jednym szybkim pchnięciem.
-          Jezu! Ale jesteś… Ciasny… – Jęknął głośno Stark. Czuł jak bardzo jego kochanek jest spięty. Czekał, więc aż, ten się przyzwyczai. – Rozluźnij się jelonku… – Powiedział seksownie. Loki założył ręce na jego kark. Oddech Lokiego przyspieszał. Loki musnął delikatnie jego usta, dając mu tym samym znać, że może się z nim kochać..
            Rozchylił je językiem. To nie był ani namiętny, ani pożądliwy pocałunek. To była umowa, pakt, na który Tony się zgodził! Poszedł na pakt z kłamcą. Zapieczętowali to! Miłość! Tony po tym krótkim muśnięciu wiedział, że go kocha. Loki był i jest dobry razem przez to przetrwają, przebrną…
***
         Tony oddychał ciężko. Zerknął na zegarek. Była czwarta rano, a jego kochanek, głaskał go po klatce, piersiowej, rysując po niej różne, często bezsensowne, znaczki. Loki zerknął mu w tej samej sekundzie, gdy Stark się uśmiechnął i otworzył usta, by stwierdź:
-          Kocham Cię reniferku… – Mruknął. W końcu nawet Loki zasługuje na trochę ciepła, miłości i czułości.
-          Ja Ciebie też, ironmanie… – Szepnął Loki.
-          Wesoły świąt… – Stark pocałował Lokiego prosto w czoło.
-          Wesołych, wesołych… Anthony?
-          Mhm…?
-          Wróciła mi magia…
…******…
____________________
„V jak Vendetta”*  –          Tytułowy bohater filmu to anonimowy człowiek, który rzekomo zmarł dawno temu w pożarze tajnego laboratorium, gdzie wraz z innymi był poddawany okrutnym badaniom. Dwadzieścia lat po tym wydarzeniu przebrany w czarny płaszcz oraz maskę Guya Fawkesa pragnie zemsty na ludziach, którzy stali za mordem tysięcy osób… [więcej tutaj].
[…] stało się właśnie to kilka dni przed świętami** – Nie wiem i nie  jestem pewna kiedy ojciec Starka, został zabity, więc  to są moje domysły ^^. Po prostu powiedzmy, że tak jest…
66b alfa*** – Mój własny pomysł.

Za nim zacznie czytać, włączcie to: KLIK!! Dobra, A teraz życzenia świąteczne:
Kushina: *Odchrząkuje!* A więc..
Loki: Zdrowych..
Tony: Wesołyych!!
Kushina świąt
Loki&Tony: Bożego narodzenia!
Kushina: Dużo miłości *Wystawia ręce w górę* Łiii..
Tony: Seksu... *Obrywa gazetą* Auu.. T_T!

Loki: Bez dzieci! Hahaha..
Kushina: Chyba, że chcecie ;)!
Loki: Dużo prezentów pod choinką, midgardczycy!<3
Tony: *Masuje głowę* O.o"" Hmm... To ja wam życzę spokoju.
Kushina: Smacznego karpia i dobrego roku 2015 oraz spokoju :)..
Tony&Loki&Kushina: I tak jak to jest w piosence We wish you a Merry Christmas 
and a Happy New Year !! !!



6 komentarzy:

  1. *.* Nie wiem co napisać. Świetnie ci to wyszło! Genialnie! Będzie jakaś niespodzianka na Sylwestra? XD
    pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba mi się blogger psuje... Weszłam sobie na niego wczoraj spokojnie i pisze mi, że przed chwilą dodałaś rozdział. No to się ucieszyłam, weszłam dzisiaj, gdyż wczoraj nie mogłam i oczom nie wierzę. Dopiero wczoraj pokazał mi coś z Gwiazdki! Czy miesięczne opóźnienie w ogóle jest możliwe?! O.o
    Ale okay, nie po to piszę komentarz, żeby się wyżalić na bloggera. Pora na opinię, która brzmi, że jest to cudo ^,^
    Coś, co najbardziej mnie zaskoczyło to to, że wsadziłaś Fury'ego do paki! Chyba jesteś pierwszą osobą ,która tak zrobiła XD Wielkie gratki ;) (Nie ma do jak pisać o Nicku, gdy przed sobą mam Frostiron XD)
    Loki i Tony są niezwykle dobraną i kochaną parą, a ich teksty i ruchy rozwalają XD
    Powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz, nim znów zacznę gadać o niesprawiedliwości bloggera (gdyż w święta strasznie chciałam przeczytać jakiś frostiron, a wszelkie nowości mi się skończyło :/) skąd wzięłaś te śnieżynki latające po ekranie, bo patrzę na nie i cieszę się kak dziecko XD
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to "wierze"(wiara?) i "poduszkom" były celowe? Bo jestem odrobinę skołowana... I kilka innych błędów...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było celowe, chyba. Jak widzisz, piszę teraz nowe opowiadanie o śnieżce - wersja Avengers yaoi xD! Mam nadzieję, że Ci się spodoba xD!

      Usuń
  4. Ale natchnęłaś mnie do przemyśleń. Skoro Strażnik widzi wszystko, to oznacza, że ma darmowe porno. I to na żywo! XD

    OdpowiedzUsuń